wtorek, 30 grudnia 2014

Nowy Świat

Po raz enty .... przymierzam się do tego wpisu, strasznie to trudne po ponad dwóch miesiącach, wszak tyle się w tym czasie zadziało .....

Cóż jak wiadomo, góry  zostają póki co w sferze  marzeń, może kiedyś, któż to może wiedzieć, ale jako że życie nie znosi próżni, jedna furtka się zamknęła, a otworzyła się druga, która pozwolicie że zostanie na razie z napisem Tajemniczym ogrodem, gdyż jestem na półmetku czegoś co za chwilę ma towarzyszyć mi w dalszym życiu, ba nawet zawładnąć w pewnym sensie nim.

Na to wychodzi, że zrobiłam się tajemnicza, lecz po co paplać po próżnicy, jak wszystko zapnę na ostatni guzik to z przyjemnością zaproszę Was do mojego nowego świata, oprowadzę wirtualnie, abyście mogli zobaczyć co porabiałam jak mnie tu nie było.

Nie omieszkam  publicznie  podziękować ....Orszulce za cudowną książkę, za Anioła słonecznego :) wybacz że dopiero teraz :)

Moim koleżanką blogowym serdecznie dziękuję , za pamięć ....za życzenia świąteczne,  :) wiele to dla mnie znaczy.

Drogie moje znajome z bloga, koleżanki  po fachu :) zaglądam do Was, czytam, za zrozumieniem ..żeby nie było, a ino brak czasu na komentarz , to już  musicie mi darować :)

A póki co z okazji Nowego Roku, życzę  Wam pomyślności w przyszłym roku i spełnienia wszystkich marzeń, a przynajmniej tych najpilniejszych, zaś inne w dalszych latach niech się zrealizują  :)równowaga jakaś musi być.

Do napisania i poczytania :)

poniedziałek, 13 października 2014

POKOCHAĆ OD NOWA


Dlaczego zapomniałam co tak naprawdę, jest ważne w życiu, zatraciłam się w plątaninie marzeń, oczekiwań i gdzie mnie to zaprowadziło ? nie tam gdzie trzeba, a już z pewnością nie tam gdzie chciałam, ale o tym później.

Od pewnego czasu, niecierpliwe wyczekiwałam na premierę, filmu BOGOWIE, wiem tak jak wiele innych ludzi, oczywiście pojechaliśmy do kina do TEGO ZABRZA, blisko TEJ KLINIKI, gdzie czternaście lat temu, pierwszy raz przekroczyłam jej próg z czterodniowym niemowlęciem na ręku, licząc na cud.

Akcja filmu rozgrywa się kilkanaście lat wstecz, to i tak poruszyła moje, mojego męża emocje, jako widza w kinie i jako rodzica który walczył o życie swojego dziecka, poczułam, jakby to było wczoraj, przypomniały mi się dzieci, ich twarze , a przez ten czas tam spędzony wiele ich poznaliśmy, lecz nie wszystkie miały tyle szczęścia co nasz syn.

Realizm tego filmu, był tak dla mnie bliski, ten wyścig z czasem,  to iż wszystko inne przestało się dla nas liczyć, byleby tylko operacja się udała, byleby te dziesięciomiesięczne serduszko wytrzymało, a reszta była nieważna, bo cóż inne znaczy w obliczu, życia i śmierci ? nic.

Ten film to dla mnie to  kubeł zimnej wody, grom z jasnego nieba, kopniak w tyłek ......podziałało i ma wpływ na tę poniższą decyzję  .....

Wracając do plątaniny oczekiwań, marzeń, no cóż, powinnam napisać  osiągnęłam co chciałam, moje ukochane góry są na wyciągnięcie ręki prawie rok przecież  o to walczę , mąż kocha to wspiera, dzieci ....hm...nie za bardzo mają wyjście, babcia .....nie zgadza się z moją decyzją i jak sprzedam dom nigdy mi nie wybaczy, to co że, ostanie tygodnie, sumienie gdzieś tam serce nadgryza, w bezsenne noce, ale za to, w dzień jestem myślami już tam w górach, gdzie te cholerne  góry dotykają słońca, bo przecież tego chcę, o to mi chodzi ...nawet bloga w tym celu sobie nowego założyłam, czyż nie....bo przecież tak jak sobie zaplanuje i tu spiszę to tak się stanie, no przecież się Ilona nie wycofasz ? myślę, bo nie jesteś cienias, co tam mąż, dzieci, babcia.....zobacz innym się udało, czytałaś na blogach, mieszkają w wymarzonym miejscu, spełnili marzenia ....wiec nam też się uda, jak mantrę powtarzałam to sobie, zbyt wiele czasu.

Aż  to do mnie zaczęło pomału docierać  , że  nie jestem tymi ludźmi, którym tego nowego życia zazdrościłam w górach, nie znam ich historii, każdy jest inny, myślałam, wierzyłam w to, że życie mnie zahartowało, że mam twardą dupę, lecz co z tego jak za tym kryje się miękkie serce, za tą skorupą którą sobie sama stworzyłam, nie mogę tego zrobić, moim bliskim, zjadłyby  mnie wyrzuty sumienia, nie mogę odbierać dzieciom prababci z którą są zżyte, ją skazywać na zamieszanie w innym miejscu, starych drzew się wszak nie przesadza.

Moje kochane góry ....nie mówię żegnajcie, wystarczy do widzenia, może kiedyś, nie wiem, dziś wiem jedno, muszę w końcu pokochać swój dom, moje życie tutaj, zapomnieć o złych wspomnieniach, to przeszłość, liczy się przyszłość i to co przed nami.

A cóż powiedzieć Wam, tym którzy tu zaglądają, kibicowali moim planom, no cóż, o marzenia zawsze warto walczyć, moje co prawda doprowadziły do spięć, podziałów, i do zatracenia tego co naprawdę ważne w życiu, gdyż  to nie miejsce powoduje że jesteśmy szczęśliwi, lecz ludzie których kochamy.

Ps. będę tu dalej, beze mnie tam  góry i tak dotykają słońca czyż nie :)




 Polecam każdemu film,  myślę jeszcze raz wybrać się z synem, jak będzie chciał, raczej chwali sobie że był zbyt maleńki aby pamiętać to co przeszedł, a dziś jest okaz zdrowia, sprawnością na W-f nie odbiega od rówieśników, gdyby nie klinika w Zabrzu i operacja .....nie chcę myśleć.


 Świat nie nie zawali jak włączę komentarze, mam nadzieję .....

Babcia nie muszę chyba pisać, że jest szczęśliwa, nie ma tego złego, już wkrótce napiszę o zmianach w związku z nową sytuacją,życie nie znosi próżni, a ja szczególnie.

sobota, 4 października 2014

DOMOWE BURZE


Czy to już ostatnia jesień tutaj? jakbym chciała ten rok popchnąć wbrew logice do przodu, mieć to za sobą, optymizm miesza się z obawami, czy to uniosę ?

 Znów czuję się rozdarta, pomiędzy ....tym co bym chciała, a stanem faktycznym, tym bardziej, się to wszytko komplikuje, że sama sobie założyłam, jakby to było takie pewne, iż to miejsce będzie pozytywne, żadnych dołów i marudzeń, ale czy tak się da ? życie miałoby być aż takie proste ? nie.

Miałam tu pełnić rolę powiedzmy domowego kronikarza, spisując naszą teraźniejszość, przyszłość, a przeszłość ...tylko i wyłącznie w razie wyższej konieczności, co do stanu obecnego, czułam pismo nosem i zawczasu świadomie zrezygnowałam z możliwości komentowania wiedząc, że być może będę chciała się tutaj podzielić trudnymi sprawami, tematami, nie koniecznie oczekując porad, tym bardziej, że nie zawsze jest co mądrego poradzić......

 Wspominałam już wcześniej, że naszej decyzji moja babcia nie pochwala, co więcej po wstępnej aprobacie, tego aby zamieszkać w górach, obecnie jest zagorzałą przeciwniczką, nawet tego abyśmy my tam zamieszkali.

Owszem babcia wiekowa 88 lat, lecz w dalszym ciągu chce nad naszymi decyzjami mieć władzę absolutną , jako doświadczony strateg wie, że najsłabszym ogniwem do złamania, są dzieci i skutecznie to w codziennych kontaktach wykorzystuje, wpierw zniechęcając je na różne sposoby, a to koleżanki, koledzy, co bez nich poczną, a to szkoła, jakby co najmniej za granicę miały wyjechać.

Zwłaszcza  najmłodsza córka jest strasznie podatna na wpływ seniorki, codziennie  ze mną wałkuje  te tematy, to jeszcze bym zniosła, ale najbardziej boli mnie babciny szantaż emocjonalny, który prawnukom serwuje, a to że ona tego nie przeżyje, i ja ją będę miała na sumieniu, przy okazji taką a nie inną decyzją wszystkie plagi egipskie nas dopadną, uwierzcie mi czuję że zaczyna się nasze małe domowe piekiełko.

Lecz już ciosem poniżej pasa, ze strony naszej babuni, bywa podważanie naszych decyzji jako rodziców, wszystko to moje głupie pomysły, sprawka tego diabelskiego internetu, na nic nie zdają się jakiekolwiek rozmowy, babcia swoje wie i tyle.

Na dziś nie mam pojęcia jak wybrniemy z tej sytuacji, blisko dziesięć lat nosiliśmy się z takim a nie innym wyborem, lecz wtedy było to niemożliwe, a dziś po latach, gdzie wiele wyrzeczeń i pracy nas to kosztowało aby móc pomyśleć realnie o naszych marzeniach, na drodze stanęła nam babcia, taki psikus nam los zrobił.

Na drugi tydzień, może coś się wyklaruje, jedziemy do syna babci  i drugiej wnuczki, wtedy  zobaczymy na co będziemy mogli z ich  strony liczyć, syn jaki i wnuczka też mają swoje domy, nie chcę dokonywać ani stawać przed wyborami, nasze szczęście czy babci ?, prawa jest taka, iż babcia może i setki dożyć jak nasza sąsiadka, ma 102 lata, i ja jej tego życzę, tylko nie naszym kosztem, bo my też nie młodniejemy i z każdym rokiem byłaby dla nas coraz to trudniejsza decyzja.



 Nie my pierwszą jesteśmy  i nie ostatnią rodziną, borykającą się z podobnymi problemami, ważne aby mieć chęć je rozwiązywać a nie zamiatać pod dywan, bo potrafią one nieraz rozwalić od środka  zgraną rodzinę, nie takie burze przetrwaliśmy, liczę że i tą uniesiemy.


piątek, 3 października 2014

KTO JESZCZE Z NAMI

 Dziś wypadałoby pokazać kto prócz nas, zamieszka w naszym górskim siedlisku, a więc powyżej dwa bażanty złote, już dwulatki, oczywiście ze swoimi paniami, akurat w kadr nie weszły, następnie bażant diamentowy z wybranką, ten maluszek poniżej, to Tuptuś jedyny maluch który się w tym roku wykluł, reprezentuje rodzinę Chabo, takie kurki malutkie, ma jeszcze aż trzy starsze panny:)

 Kaczki mandarynki i karolinki  to dalej jeszcze niewiadoma, raczej skłaniamy się im szukać nowego domu, jeszcze przed zimą, aby na wiosnę mogły w spokoju założyć rodzinę, gdyż kaczka w przeciwieństwie do bażantów jaja musi w spokoju sama wysiedzieć.

Tu inkubator się nie sprawdza, a zresztą nikt lepiej podoła opiece niż kacza mama,  bażanty przynajmniej nasze nie wykazują chęci wysiadywania jaj, znoszą je  z reguły gdzie popadnie, zdając się na los, bywa też tak że same zaczynają interesować się zawartością tychże jaj, wtedy musimy mieć farta by w porę zebrać jajo.
U bażantów znoszenie jaj  odbywa się pod wieczór, wiosną i wczesnym latem, więc bywa się często na dworze.
 Kaczki jak widać są płochliwe i mieszkają w dwie pary w swojej własnej prywatnej szopie.
  Nasza mała akita, ma już 10 miesięcy, wyrasta na mądrą młodą damę, choć  spacery na smyczy, bywają trudne, ale jeszcze tyle rzeczy dla niej jest nowych, to nic, że ręki co mi mało ze stawu nie wyrwie, jak na horyzoncie pojawi się coś godnego uwagi, zwłaszcza inny pies czy kot, ja wiem że ona chętnie by się pobawiła,ale te inne zwierzęta zwłaszcza mniejsze gabarytowo nie koniecznie, raczej salwują się ucieczką.
Nie wspomniałam jeszcze o silkach, znanych też jako kury jedwabne powyżej to ten  biały kogut przy diamencie, są jeszcze jego żona brązowa, syn też brązowy, oraz równie białe jak tatuś dwie córy, taka to  kurza włoska rodzina.

W tym roku silkowa mama wysiadała jaja dwa razy, lecz tylko troje potomstwa się uchowało, było tak że siadała na 10 jajkach a tylko z dwóch coś się wylęgło, nie wiem dlaczego, taki ponoć ten rok, a musicie wiedzieć że silki  są uważane za najlepsze kwoki, z wielkim oddaniem wysiadują a póżniej wychowują swoje potomstwo, zaś  u chabo z reguły po trzech do pięciu dniach wysiadywania jaj,kończyły im się chęci  posiadania potomstwa, i trzeba było ratować się inkubatorem, jeśli jaja zbyt długo nie były wychłodzone.

Mając od dawna nasze ptaki, tę wiedzę na ich temat nie mogłabym ot tak się z nimi rozstać, idą z nami,bo jakby nie było są częścią naszej rodziny.

Ps. Dzięki Różo za pamięć :) cieszę się że formularz kontaktowy dobrze działa, a z komentarzami pod wpisami dalej proszę o cierpliwość.

czwartek, 2 października 2014

WE MGLE

Pogoda nie nastraja do zbytniej radości, ale moje serce i tak jest w euforii, w lesie wysyp grzybów, a u nas dawno niewidzianych znajomych, co staje się świetną okazją, aby poinformować ich o naszych planach, z częścią z nich łączną nas tak zwane interesy, ale znamy się tyle lat, że choćby z przyzwoitości wypada obwieścić im nadchodzący kres naszej współpracy.

Reakcje są pozytywne, w przeciwieństwie do dotychczasowych zachowań naszych znajomych z sąsiedztwa, co więcej wyszło w czasie rozmowy na temat co tam u kogo słychać, że również znajomy naszych znajomych już od czerwca mieszka w Brennej z rodziną, potrafił rzucić dobrze płatną pracę (od rana do wieczora ) na rzecz spokoju ...innego życia ?, w każdym razie nie żałuje.

Dla mnie samo mówienie o tym głośno, komuś w oczy jest jak wyzbycie się tajemnicy, wręcz jest oczyszczające, bo jak się mają nieraz marzenia do realnego życia, jak małe dziecko najbardziej się obawiam reakcji rodziny, dlatego oficjalnie nasz dom wystawimy na sprzedaż po babci urodzinach, aby uniknąć niepotrzebnych scysji, wszak oni najbardziej o tym  wiedzą, moje ciotki i wujkowie....ile   lat.. walczyliśmy w sądzie o ten dom, i z pewnością tak jak babcia, tego nie zrozumieją ...dlaczego, skąd  ....taka teraz decyzja.

Tak wiem, że teoretycznie nikt nie może nam zabronić sprzedaży, czy mówić co mamy robić, ale z szacunku jednak do wujostwa, nie chciałabym prowokować niefajnych sytuacji, po fakcie jak się dowiedzą, będzie inaczej, na zasadzie mleko się rozlało ....a w naszym nowym domu będą zawsze mile widziani, jako goście.

Nawet zdjęcia podczas ostatniego pobytu, porobiły mi się we mgle, takie odzwierciedlenie obecnej sytuacji, gdzie czekam aż ta mgła opadnie i się wszystko wyklaruje.

Jedno wiem z pewnością, że dłużej niż to konieczne czyli do lata, bo jeszcze w maju mam komunię córki, mieszkać to nie chcę, niby wszystko gra, sąsiedzi, znamy się od pokoleń, miejsce też przyzwoite, ale ....chcę zmiany, wszystko o nią we mnie woła, wszystko tutaj mnie drażni .....a będąc tam, jadąc i  widząc już wierzchołki gór .....jestem w domu, choć wiem ze czekać będzie tam nas może jeszcze cięższa praca ...damy radę.


 Takie malowane wspomnienie ...po Julku, moim pawiu, dawni czytelnicy z pewnością go znali, więc wiedzą że są i bażanty, których po tylu latach zostawić tu nie zamierzam, są piękne, kolorowe i co najważniejsze oswojone, mam nadzieję że będzie im się w nowym miejscu podobać.



wtorek, 30 września 2014

DREWNIANY DOM





Najwyższy czas, w moim internetowym pamiętniku, poczynić pierwsze nieśmiałe szkice, naszego nowego życia, poczyniliśmy jak pisałam już wcześniej wyprawę w okolice Zakopanego w celu chyba tylko ostatecznego utwierdzenia się w tym, że jednak stawiamy na góry.

Odwiedziliśmy trzy biura nieruchomości dwa Zakopiańskie jedno w Szczawnicy, mniej więcej nakreśliliśmy co nas by interesowało, a wiec dom musi być  drewniany, lokalizacja tu niestety wariant agroturystyki odpadł po długich debatach....moich takich samej z sobą :) więc  spokojna okolica też już niekoniecznie stała się koniecznym wymogiem, zostawiliśmy potrzebne namiary w razie czego, gdyby coś się znalazło na miarę naszych oczekiwań, łącznie z ceną to chyba oczywiste.



 Nie powiem, trochę mnie peszy napisać z czego pragniemy się tam utrzymać ....no więc ....tak sobie nieśmiało zaplanowałam......drewniany domek położony gdzieś na turystycznym szlaku, u góry mamy nasze prywatne mieszkanie, pokój dla dzieci mile widziany ....kuchnia mi niepotrzebna, gdyż na dole zamierzam stworzyć niewielką restaurację, taką manufakturę dobrego jedzenia.

Wiem, że teraz jest ogólnoświatowy wręcz trend, aby każdy mieszał w garach, lecz  ja chcę głównie bazować na własnym ponad dwudziestoletnim doświadczeniu w gotowaniu dla rodziny, rozszerzonym jedynie na trochę większe garnki, patelnie, czy ilość składników, jednak na główne kiedyś menu, będą składały się wyłącznie moje popisowe, najlepsze dania, po tylu latach trochę ich jest, taka esencja smaku myślę będzie.

Zapewne ktoś sobie pomyśli, no tak, jeszcze nic tam nie mają, a tu już takie plany wypisuję, no cóż wiele planów kiedyś szkicowałam w głowie, z jednych coś wyszło, inne przepadły, jednak ta zmiana życiowa, wymusza na nas spalenie, przysłowiowych mostów, aby móc postawić nowe, my, nasze dzieci odczujemy te zmiany  i muszę mieć tę większościową pewność, że  będzie to dla nas trampolina do lepszego życia a nie największy błąd, życiowy.


Tę ostateczną decyzję, podjęliśmy z Pawłem  w ubiegły piątek w naszą 22 rocznicę ślubu, liczę na to że i ta decyzja będzie dla nas szczęśliwa, choć uwierzcie mi długo musiałam moją połówkę przekonywać, do tych zmian.
Nasi  znajomi pukają się w czoło, bo jak tyle lat doprowadzaliśmy dom do jako takiej świetności, mamy tu pracę, co więcej szukać ....mają rację może....lecz nie są mną, aby zrozumieć co mną kieruje ...bo kto zrozumie czyjeś marzenia ? a życie codzienne ....nasz harówkę, trzymanie wielu srok za ogon ? znamy tylko my.


Jakby to przełożyć na życie blogowe ?..hm....są osoby co pamiętają, że zostawiłam dobrze prosperujący blog, gdzieś się kiedyś tam spełniłam powiedzmy jako bloger, pojarałam się statystykami, obserwatorami, tym całym blogowym planktonem .....takim blogerowym  showbizem, po drodze dostałam trochę po łbie, do przewartościowań skuteczny prysznic , aż przyszedł czas odwyku ...to dobre słowo,i uświadomienie sobie, że po tamtym jakże chaotycznym  blogowym moście już przeszłam i czas zbudować nowy ...czyli ten, spokojniejszy, który jest  pisany teraźniejszą historią a co najważniejsze  skupia  życzliwe mi osoby.


Z uwagi, że w dalszym ciągu, jest wiele delikatnych, trudnych na ten czas, jeszcze  nie rozwiązanych
spraw jak brak akceptacji babci, mamy wielki dylemat, pozwolicie że w dalszym ciągu będą komentarze wyłączone jednak powiedzmy dla bardziej prywatnej korespondencji jest moja poczta lub formularz kontaktowy widoczny na pasku bocznym gdyby ktoś chciał coś dodać od siebie a ja wciąż , liczę na to że potrzeba czasu, aby babcia też wiele rzeczy zrozumiała, a  póki co my swoje ona swoje ....








czwartek, 18 września 2014

A w kuchni ....żelazka


Chwilowo ukończyłam pierwszą turę wycieczek szkolnych ...zwanych wywiadówkami, wszystko razy trzy, więc znów zaczyna się życie kręcić wokół szkoły....brrrrrr, każdy rodzic wie co mam na myśli :)

Ostatnio pisałam o oknach, rowerze ...kto czytał ten wie, dziś tak dla luzu, będzie lans kuchennego okna, tam docelowe miejsce znalazły moje przerobione żelazka, wcześniej rezydowały tam samowary też je zbieram ....nie... kolekcjonuję to lepiej brzmi :)

O tym, że okno ...może  być skuteczną formą marketingu, już się jakiś czas temu przekonałam,  te jaśniejsze żelazko już  dawno dorobiło się fana, chętnego do jego zakupu, tak jak okulary w drugim oknie .....o nich też będzie, jako że te to dopiero mają branie ....

Jak widać prócz żelazek na parapecie królują grubosze.....popularne drzewka szczęścia, czy wszelakiego dobrobytu, więc jak widać usilnie wierzę w ich moc, z lepszym lub gorszym skutkiem je rozmnażając.



To tyle tego kuchennego lansu :) dzięki że zaglądacie i pamiętacie :)




wtorek, 16 września 2014

ZAWIESZENIE NA ŻYCZENIE




 Mówią, że należy skupiać się na tym co się ma, niż gonić za czymś czego nie mamy .....a ja ? jestem jak zawieszona pomiędzy ani tu, ani tam, taka stagnacja na własne życzenie, zaczyna mnie to uwierać, wkurzać ....bo już przestało mnie wiele rzeczy cieszyć, choćby moje cudne wielkie datury co kwitną jak ....głupie, na jesień, bo  lato jakoś przespały, płot na który czekałam trzy lata, nie robi też na mnie wrażenia.

Jak się wszystko uda, już na następną niedzielę, będzie dla nas wszystko jasne, jedziemy na rekonesans, czy jak kto woli na intensywną wyprawę w poszukiwaniu miejsca, domu, jak i odpowiedzi co przyniesie nam przyszłość.

Będziemy szukać poprzez ogłoszenia już miejscowych gazet, jak i biur nieruchomości, ważnym wyznacznikiem będzie też kwota jaką będziemy musieli na ten cel przeznaczyć, wiadomo w górach domy do tanich nie należą, a kredyt z założenia nie wchodzi w grę, muszą nam wystarczyć środki ze sprzedaży naszego domu.

Póki co mamy wstępną wycenę obecnego domu, więc wiem w jakich granicach finansowych, możemy się poruszać, na początek jest to pewien punkt odniesienia, lecz tak naprawdę nie to mi ostatnio myśli zaprząta, lecz babcia ......no cóż po chwilowym entuzjazmie, z powodu naszej decyzji, i tego że jedzie z nami, niestety zmieniała zdanie, tłumacząc się tym, że starych drzew się nie przesadza, potem stwierdziła, że jakby co to ona idzie do domu starców, a ostatnio, że możemy się wyprowadzić po jej śmierci ......w tym miejscu robiąc z nas zakładników tego domu.

To też był jeden z powodów wyłączenia komentarzy......doradców nieraz wielu, lecz tak naprawdę, trudno radzić, nie będąc samemu w konkretnej sytuacji, muszę wierzyć, że jak dane nam będzie spełnić marzenia to i z tej sytuacji znajdziemy rozwiązanie.

Ale mimo wszystko optymizm musi być, napisałam tu kiedyś, że ma to być pozytywny blog, i póki się da to tego będę się tego trzymać, bo wierzę w to że otaczając się nawet wirtualnie, taką negatywną energią, z czasem się w niej zatracamy prorokując własne niepowodzenia, bo kto lubi towarzystwo ludzi, którzy wiecznie na coś narzekają, ja nie ....a wy ?

Pewnie się zastanawiacie po jakie licho robię zdjęcia parapetów ?  jakoś tak się składa,że wieczorami  z moim synem jeździmy na rowerach, mniej aut jeździ i mój zardzewiały rower też się w oczy nie rzuca, więc tak przy okazji tychże przejażdżek, lukam sobie w okna, i nieraz nadziwić się nie mogę, jak ludziska są pomysłowi w dekorowaniu swoich witryn okiennych, nie jedna wystawa sklepowa blado by przy takim oknie wypadła.....słowo :) ....choć moje kuchenne okno też niczego sobie ....zobaczycie wkrótce, te powyżej to okno w sypialni.












poniedziałek, 15 września 2014

BEZ OGRANICZEŃ

Czas zadbać o moją cząstkę w internecie jaką jest choćby mój blog, od którego zrobiłam sobie emocjonalną przerwę, zbyt wiele się działo w moim życiu, ostatnio, musiałam mieć czas, aby się odnaleźć w wielu dla mnie nowych sprawach, co wcale nie jest łatwe.

Póki co obecnie codziennie chcąc czy nie, dokonuję wyborów, przy okazji robiąc swoiste rachunki sumienia oczywiście  swojego, taki bilans wieku średniego .....zwał jak zwał, takie oczyszczenie było mi potrzebne, związane  choćby z realizacją naszych planów ...lecz dziś nie o tym będzie, lecz o blogu.

Doszłam  już dawno, do wniosku, lecz dziś dopiero teraz  o tym chcę napisać a raczej jestem gotowa....na to, abym ja się dobrze tutaj czuła muszę pozmieniać to i owo .....i właśnie co to jest to ...a co owo ...

Wiecie jak to jest z tym przysłowiem ...jak wleziesz między wrony .... kraczesz tak jak one ...już nie raz , się na tym łapałam, że  piszę czasem  o prozaicznych rzeczach ....a czuję się jak pod pręgierzem, że zaraz będę oceniana, bo to czy tamto, o tym jak nieraz czyjś komentarz, odbiegający od wpisu potrafi napsuć ...nie wspomnę, jednocześnie,  że czułam, iż upodabniam swój blog   do innych takich powiedzmy ....bezpiecznych blogów ..... świadomie zatracając swój indywidualizm.

Dla mnie to nie jest łatwe, gdyż,  to co w głowie to na języku, nie zawsze to dobre, wiem, ale nie można pasować wszystkim ....jak to w życiu.

Zrozumiałam, że jeśli tego nie zmienię, i sama będę sobie stawiać ograniczenia  co wypada napisać a co grozi linczem ....nie jest dla mnie  fajne , bo czy ja tego chcę, aby ktoś, pisał mi czy moja taka a taka moja decyzja jemu się podoba ...NIE  ...nie chcę, bo to moje życie i moje wybory ...kropka.

Zwłaszcza  jeśli ktoś, przypadkowo wejdzie na mojego bloga, nie zna nieraz kontekstu sprawy, a czuje się już urażony czy zniesmaczony jakimś słowem, zwłaszcza o anonimowych wpisach  coś nie coś wiem, jak i pewnie kilka osób też mogło się o tym przekonać na własnej skórze.

Kochani a zwłaszcza osoby, które już trochę w tym blogowym świecie znam, wierzę że zrozumiecie mnie ....już za niedługo czeka mnie cholernie wiele decyzji, zmian ....nie wiem czy dobrych, potrzebuję mieć ten komfort pisania, nie chcę każdym wpisem, wystawiać się na ocenę przychylności lub nie, zdecydowałam o wyłączeniu komentarzy.

Ja wiem kto, gdzieś duchowo mnie wspiera, zagląda i to mnie cieszy, w razie czyjegoś życzenia, moja poczta jest dostępna, sama wiem że rzadko gdzieś coś komentuję, ale zaglądam, kibicuję  i pewnie o tym wiecie.

Dla tych, którzy jednak dalej będą mi towarzyszyć, mogę obiecać, że NIE  będzie Was czekać blogonowela , pod tytułem góry, góry i góry ......   wszak życie, jest zbyt skomplikowane i pełne niespodzianek, aby mieć tylko jeden cel w życiu i jedno marzenie ....czyż nie .








sobota, 9 sierpnia 2014

PUSTE GNIAZDO .....

 Tak chciałam mądrze, ten wpis ubrać w odpowiednie słowa, nadać mu głębszy sens, najlepiej poparty ideologią  tego co czuję i przeżywam jakiś czas,a tu nic wybitnego nie przychodzi mi do głowy ....moje najstarsze dziecię wyfrunęło wczoraj z gniazda i świadomie chce żyć na własny rachunek ...powinnam się cieszyć, a ja tu analizuję ....robię przegląd starych zdjęć , nie mogąc w to uwierzyć że ten słodki bobas ...jest już kobietą ....

Wiem że zaczyna się nowy etap dla niej dla mnie ....lecz czemu czuję w sercu taki żal, tęsknotę....choć wiem że jest szczęśliwa bo sama mi to dziś powiedziała ....

Póki co przygarnęłam sobie jeden z jej obrazów.....co prawda jeszcze nie skończony ...ale co tam ...




wtorek, 5 sierpnia 2014

WSPOMNIENIOWE SENTYMENTY



Dla utulenia, obecnych wyrzutów sumienia i pewno przyszłych, a przede wszystkim z wewnętrznej potrzeby, segreguję stare papiery, niegdyś ważne, dziś tylko pamiątka to rodzinna, w pożółkłych teczkach znalazłam pierwsze szkice domu, pozwolenia na budowę pomyślałam że dam to dosłownie w ramę....z góry przepraszam za kiepskie zdjęcia, winię za nie aparat, okazyjnie kupiony i taka niestety jego jakość.








  Tu owa rama, póki co wisi na honorowym miejscu, jakoś ten rysunek domu nie za bardzo pokrywa się z rzeczywistym, zresztą sami zobaczcie....



 Jak widać jeszcze płotu brak do kompletu, aktualnie się maluje, jak pogoda pozwoli to na sobotę zawiśnie ....wreszcie.

 W oknie odbija się posadzony osobiście  z 15 lat temu  świerk ...
  A tu już dokumenty tyczące domu w języku niemieckim, jak powiadała moja prababcia ...za Niemca tak było ....
 Tu poniżej papiery które przy sprawie spadkowej musieliśmy wyciągnąć  z Oświęcimia, tyczące syna mojej prababci, który tam zginął, oczywiście jak pisze poniżej zmarł śmiercią naturalną ...w tak młodym wieku ...



  Tu jak widać wytyczne ....jak widać dom duży, więc dawniej z urzędu przydzielano czy się chciało czy nie lokatorów .....i tak sezonowo co ja pamiętam bywali panowie fotografowie, malarz od portretów, pielęgniarki które pracowały w okolicznych szpitalach, jak i lokatorzy na stałe ...czyli co najmniej na kilka lat.


 To zdjęcie które niedawno znalazłam, pierwsza po lewej moja babcia, obok jej mama czyli moja prababcia, dalej najstarsza siostra babci, i ostatnia to też starsza siostra babci, z pośród nich babcia została przy życiu.


 Jak widać prócz mojego wesela, dawniej też nasz dom podejmował weselnych gości, tu babcia z pierwszym mężem, niestety po pięciu latach pożycia wniosła o rozwód z powodu przemocy fizycznej i psychicznej....zostając z dwójką małych dzieci....w tamtych czasach to łatwe nie było.

 Po lewej siedzą prababcia i pradziadek, budowniczowie naszego domu, wiecie że od niedawna wiem jak wyglądał mój pradziadek ....nie miałam całe lata, w posiadaniu tych zdjęć z jego wizerunkiem, no ale już mam.

 Tu moja babcia szczęśliwa z drugim mężem a moim dziadkiem najlepszym jakiego mogłam mieć.

   Czyż nie szczęśliwi ....

 Moja prababcia w ostanie lato swojego życia miała tu 89 lat ....jak widać zdjęcie jest w ramce, mam ją blisko siebie ...

 Do końca krzątała się w swoim ukochanych ogrodzie, a to przetwory robiąc, a to plewiąc, a jak padał deszcz to druty szły w ruch ..nie lubiła bezczynności ....
 A to jej wsuwka do włosów  którą trzymam w mojej toaletce .....z sentymentu ....