środa, 23 lipca 2014

PROJEKT GÓRY ....utrzymanie ...


 Zmiany ....z czym mi się kojarzą ?  czego mają być wyznacznikiem ....nudy, mojego wieku, wewnętrzną potrzebą, z pewnością wszystkiego po trochu, na dziś przynajmniej nie znajdę jednoznacznej odpowiedzi, nawet nie wiem czy o nią pytam.

Na dziś jestem pewna, tego że gdyby to było takie proste, i nawet mając jeden dzień na spakowanie nazwijmy to dobytku ...zrobiłabym to, ale nie da się pewnych spraw, rzeczy przeskoczyć, trzeba dokończyć co się zaczęło, słowem zostawić za sobą pozamykany etap, by móc zacząć nowy.
Jest to spore utrudnienie, czas ....w pewnych sprawach ma działanie korzystne ...a w innych niestety nie, tu mam na myśli mojego małżonka, do póki jego noga nie stanie w nowym miejscu, jestem pewna, że czekają mnie miesiące dzielenia włosa na czworo, szukanie dziury w całym, komplikowania prostych odpowiedzi .......

Cały czas na mojej stolnicy urabiam ciasto pod tytułem ....GÓRY ... taki roboczy tytuł, wszyscy zainteresowani wiedzą o co chodzi, bywają dni, gdy wieczorem wtedy mamy czas, siadamy w ogrodzie, gwiazdy nam sprzyjają i snujemy opowieść o naszych marzeniach, planach, puszczamy wodze fantazji..piękne to momenty, świerszcze nam wtórują w takich chwilach....lecz  w ciągu dnia, rzeczywistość piętrzy niczym ocean, nam problemy.




 Między poszukiwaniem odpowiedniego miejsca, tu na razie skupiamy się głównie na ogłoszeniach i wertowaniu stosownych gazet, sprawą bardzo ważną jest to , z czego będziemy żyć, ten temat wzbudza najwięcej kontrowersji u Pawła, zresztą to jest też ten temat nad którym ja szczególnie muszę się napracować, aby to małżonkowi nakreślić.

Nie da się, ani bym nie chciała dotychczasowego naszego interesu, gdzieś przenosić, ani dalej niż trzeba go ciągnąć, mogę powiedzieć że już dostatecznie wyssał z nas , sił witalnych, poza tym że dał nam chleb, na reszcie życia kładł się cieniem, pozbawiając nas tego co najważniejsze ...radości życia, zamieniając je w pole walki, gdzie pot , łzy i stres ....dalej rodzina ...

Tak więc co czym się zajmujemy tutaj, nie będzie miało prawa bytu w nowym miejscu, nawet moja wypożyczalnia, też za mną nie pójdzie ....tu jeszcze nie wiem co z nią zrobię...

Więc to z czego będziemy żyć, zależy od tego jakie znajdziemy miejsce, jeśli to będzie w miarę turystycznym miejscu, takie też oglądamy, to może ...niewielka restauracja....tu o gotowanie się nie boję, i skromna nie będę ...ale umiem to robić, z tego co wiem świetnie, więc to byłby  duży plus.

Jeśli zaś znajdziemy ustronne miejsce, ze sporym kawałkiem ziemi, postawię na agroturystykę, tak wiem pełno tego, ale każdy ma pomysł na siebie, postawiłabym na kreatywny rozwój, marzy mi się taka twórcza stodoła, byłoby to świetne połączenie moich pasji....gdzie zapraszałabym od czasu do czasu, również moje uzdolnione koleżanki do prowadzenia warsztatów o różnej tematyce....rękodzielniczej.

Do tego  takie ustronne miejsce, da mi w końcu, możliwość oglądania nocą nieba, choć mój stary teleskop nie jest taki dobry jak te nowsze to jednak, wiele razy mogłam  zobaczyć, na wyciągnięcie ręki  księżyc, gwiazdy, oczywiście jak znajdowałam się w takim miejscu, gdzie światła lamp ulicznych, budynków, nie miały prawa bytu, chętnie bym do tego wróciła, zwłaszcza że jest to romantyczna pasja, którą małżonek o dziwo  podziela:)




piątek, 18 lipca 2014

JAK TO KOBIETA .....


Gdzieś to wyczytałam, że za kilkoma rewolucjami stoi kobieta, nie do końca znam te historyczne fakty, ale z pewnością jest duże prawdopodobieństwo ....że tak było i co tu dużo mówić jest, ten wątek mojej rewolucji, akurat sama spisuję ....tak na pamiątkę, dla potomnych.

W naszym życiu, to ja jestem od przewrotów, tych mniejszych i większych, choć nieraz sobie myślę, dlaczego nie jestem taka ...spokojna ...by nie napisać inaczej, tym bardziej, że te moje decyzje wewnętrznie przeżywam w środku, zaś na zewnątrz zachowując tą nieraz aż bezczelną pewność siebie i swoich pomysłów.

Pamiętam jak dziś ....a mija od tego czasu dekada, nad  naszą rodziną jak i z pewnością nad wieloma zawisło widmo utraty pracy ...choć była możliwość zostania i pracowania na gorszych warunkach, w tym utraty różnych świadczeń, aż  pół roku mąż miał czasu na podjęcie decyzji, zostaje czy się zwalnia.

Dwójka dzieci, trzecie w drodze ...Paweł wybiera pewniaka ...stabilizację  i zgodzenie się na nowe warunki, cóż powinnam go poprzeć, zwłaszcza w moim stanie i jak pokorne cielę czekać ...na ..to aby już tylko w niedzielę spędzać czas w jego towarzystwie.

No cóż najpierw klasyka, przynajmniej moja, prośby ...groźby, na krótką metę były w stanie mojego Pawła przekonać do zmiany decyzji, zmień pracę ....jak to łatwo powiedzieć, co będę robił się pytał....tym pytaniem wytrącając mi resztki asów z rękawa.

Nie wiem jak innym, mnie zawsze stan błogosławiony służył,wręcz energia mnie rozsadzała, intelektualna też, wiedziałam że mamy paradoksalnie szansę, aby zmienić nasze życie, nawet  poprzez widmo zwolnienia, los zabiera ale i coś daje, i tak eureka ....mam odpowiedz.

Tradycyjnie, codziennie... co tam w pracy, myślisz coś ?, co inni na to ? szukają czegoś ? a Ty  jaka decyzja ....i tak w koło macieja..

- Pońcia ( tak mnie małżonek tytułuje ) daj spokój, temat zamknięty ....

- czekam już na te słowa, co bym miał robić ? i jak po pewnym czasie padają ....mówię ..

-Pawcio ( tak zaś ja tytułuję męża) rób to samo co do tej pory ...tylko na własny rachunek :)

Tu padło wiele argumentów na nie, niemożliwe, moje abstrakcyjne myślenie .....gdybym była inna, no ale jak na mnie trafia, że  się nie da ...., niemożliwe,....to już  ciężka sprawa  ..... tak,  ja miałam ciążowy brzuszek i Pawciowi  wierciłam przy każdej okazji , z premedytację  dziurę w jego brzuchu, snując moje wizje, jak to się wszystko da, przy jedzeniu nieraz, biedak aż, się krztusił od tych moich pomysłów, ale ....

Znacie to ziarno zasiane, wystarczy o nie dbać, podlewać w zamyśle rozmawiać, być bacznym obserwatorem i wyłapać moment, kiedy szala z moimi argumentami poszła do góry, a jego poczęły topnieć niczym pierwszy śnieg, i wtedy zamiast szykować wyprawkę, powołaliśmy do życia naszą firmę.

Oczywiście po drodze, przez te miesiące, wiele razy myślałam, że króliczek dorwany, a tu bach znów uciekł, bo ktoś zasiał w nim ziarno niepokoju, i wszystko wracało do punktu wyjścia, to więcej mnie bóli porodowych kosztowało, niż rzeczywisty poród.

Było ciężko na swoim, nie jest to łatwy kawałek chleba, byłam spokojniejsza  że nad małżonkiem nie wyżywa się w pracy, jakiś goguś przyniesiony w teczce w roli kierownika, co nie zna się na swojej robocie, za to ma ambicje dyktatorskie, choćby po to było warto.

Do czego zmierzam, czuję że szykuje mi się myślę do jesieni powtórka z rozrywki, moje plany Pawciowi się podobają, też pragnie mieszkać w tych górach, oddychać tym powietrzem, ale ....

-a jak domu nie sprzedamy ?

- sprzedamy.

- to nie jest takie proste ....

-ależ jest jak się chce ....wszystko jest proste ....

- z czego będziemy żyć ....

- Kochanie, przecież tyle razy już Ci mówiłam .....A Wam ? ....nie bardzo ? to się wkrótce dowiecie...

Pozwolicie że podziękuję,  Wam, moim koleżanką blogowym, że  zechciałyście przyjść za mną w nowe miejsce, które jest też swoistym haczkiem na mojego męża, gdzie ja jako kronikarz, wszystkie moje zatwierdzone przez niego, pomysły spisuję, i mam światków co to czytają, że to prawda, więc  ....kochanie ....



czwartek, 17 lipca 2014

ROZSĄDEK CZY MARZENIE

Kiedy mnie zapytają...dlaczego ? porzucam, swoje uporządkowane życie na rzecz ...wielkiej niewiadomej, na dzień dzisiejszy .... patrząc z boku, faktycznie cóż mogę chcieć, jest gdzie mieszkać, pracę mamy, stabilizacja teoretycznie jest.
Lecz tak po ludzku mam dość tej wiecznej gonitwy, za szybkiego tempa życia, które niestety obecne życie na nas wymusza, wysysając z każdym dniem, naszą energię, gdzie i  czas zaczął być towarem deficytowym, wiecznie go nam brak.

Niczym żołnierz, zaczynam odliczać dni do końca mojej służby w tym miejscu, tu gdzie się urodziłam i spędziłam dotychczasowe moje życie, gdzie spotkałam dosłownie:) miłość mojego życia i narodziła się trójka naszych dzieci, wiem że muszę stracić dom...( sprzedać ) trudna to decyzja lecz konieczna...choć jeszcze tu pomieszkam ..kilka lub kilkanaście miesięcy, to  pomału się żegnam z tym miejscem.

Gdyby to było takie proste, pewnie już bym siedziała na walizkach, lub szukała nowego domu, najpierw musimy dokończyć obecne sprawy, łącznie z remontowanym non stop domem, lecz to już kosmetyczne rzeczy, wkrótce pokażę zdjęcia domu, przed ( przepisem ) i po trzech latach remontów ...mam nadzieję, że przyszli jego właściciele ...będą o niego dbać.

Nie mogłabym mieć tej radości w sercu, na twarzy gdyby Paweł, człowiek który jest ze mną większość mojego życia, na to się nie zgodził, bez niego moje marzenia byłyby nic nie warte, zwłaszcza że rozsądek rzadko idzie w parze z marzeniami.
Wiem ile włożył pracy,  w ten obecny dom, lata sam robił większość remontów, w tych murach jest jego praca i pot, przed nami znów się szykuje ogrom pracy, emocji, ale wierzę w to usilnie że damy radę, skrzyła mi rosną, jak mówi o naszych planach osobom trzecim, utwierdza mnie to w przekonaniu, że i on w końcu uwierzył, że marzenia nawet te dziś nierealne można urzeczywistnić, jeśli się tego pragnie.

Dzieci, w miarę dobrze zniosły wieści o czekających je zmianach, najmłodsza w maju będzie mieć komunię, wiec do tego czasu chcielibyśmy tu jeszcze być....ale jak wyjdzie zobaczymy, syna lat 14 , najbardziej interesuje to czy weźmiemy nasze ptaki ....bażanty, kury ozdobne, oczywiście że bierzemy, jak planuję gospodarstwo agroturystyczne , to będzie nie lada  atrakcja.

Dziś mogę śmiało sobie tu napisać, jestem szczęśliwa, daję sobie do tego prawo, na szczęście niczym puzzle składają się małe fragmenty życia, jak każdemu przytrafiają się nam chwile zwątpienia, smutku, lecz są jak brud, szybko chcę je zmyć z moich myśli, aby czasem nie przyciągać następnych.
Wokół mnie panuje wszechobecne narzekanie , bo to, czy tam to, pesymizm i biadolenie jest bardziej popularny niż uśmiech, zwykła radość z życia, bywa wręcz podejrzana...pisane tu moje choć zgodne z faktami, będzie szło w pozytywnym kierunku na to się nastawiłam i będę tego się trzymać.

Mam tą świadomość, że w tym miejscu, publicznie nakreślam ...śmiało scenariusz naszego, życia piszę o planach które są dopiero się zrealizują, więc mam prośbę do czytelników, ktoś lubi o takim życiu czytać ...ciszę się bardzo i serdecznie zapraszam w to miejsce, szeroko pojętemu czepialstwu ....mówię nie, piszę o moim życiu i nie będę się tu nikomu z moich decyzji czy wyborów   tłumaczyć, to dla jasności.




Musisz wstać i próbować, ta piosenka Pink....daje mi takiego pozytywnego kopa....w sam raz na ten czas...fajny czas ...










poniedziałek, 14 lipca 2014

OD NOWA

PROLOG .....

Jak świat światem, wszystko ma swój początek i koniec, każda  rzeka ma swoje źródło , pory roku które przemijają, by znów cykl ten powtórzyć, tak ludzkiego  życia, niestety nie da się już powtórzy, co było nie wróci,po tym  co było,zostają wspomnienia, stare zdjęcia, zapiski, zegar czasu nie bacząc na to co chcę idzie do przodu....
 Nie chcę już się oglądać za siebie, po co.... moje krzywdy już się zabliźniły, nauczyłam się celebrować  życie, każdy dzień, bo wiem  że  zawsze jest szansa, tak po prostu zacząć na nowo, zamknąć pewien etap, drzwi ....by można było coś zmienić, spróbować nowego z wielu  smaków  życia.

Od dawna, marzyłam o swojej krainie szczęśliwości, każdy ma swoją, w wyobraźni czy pragnieniach, dziś nawet nie wiem jeszcze jak ona  wygląda, gdzie jest, ale wiem, że musi pachnieć żywicą, skoszonym sianem, ten zapach noszę od dzieciństwa, mogąc bywać kiedyś  w takim magicznym miejscu, żałując tylko, że nie na stałe...

Życie nie raz nie pyta się co chcemy, realizm nie lubi marzeń, więc i moje pragnienia, na lata wylądowały gdzieś na dnie serca z adnotacją ....może kiedyś, z czasem bardziej stawał się namacalny napis ....nierealne....był czas, że się z tym pogodziłam, dla dobra większości, czasem tylko gdzieś hardy duch walki, zagościł by wzniecić na nowe pragnienie o te   zakurzone marzenie i zmusić  mnie abym ponownie o nie zawalczyła.

Będąc w zdecydowanej mniejszości, myślałam że jestem skazana na miastowy byt, gdzie niemożliwością jest usłyszeć śpiew ptaków,gdyż nawet siedząc w ogrodzie, słyszę  warkot przejeżdżających samochodów, lub stukot pociągu, a nad głową słychać ryk silników samolotowych plus co było jeszcze jakiś czas dla mnie atrakcyjne podziwiać te latające maszyny.

Odkąd mogłam trzymać w ręce, po długiej batalii,  akt własności domu, starałam się bardzo, aby wraz z upiększaniem go, mogłam poczuć., że oto jest te moje wymarzone miejsce, gdzie wraz z Pawłem,  moim mężem, dożyjemy tutaj swoich dni, jednak co bym nie robiła, nie myślała, wszystko w tym miejscu, domu, jest na nie .... czuję, wiem to, że moje serce tak ukochało ten żywiczny zapach, który znalazłam tylko w górach.... to jak z miłością tam zostawiłam serce, tam jest moje miejsce do życia...i tam myślę znaleźć swój kawałek raju.

Drogi czytelniku, jeśli tu trafiłeś w te  miejsce, wiedz że  prawdopodobnie wirtualnie potowarzyszysz mi, nam w tej drodze ku marzeniom, na dziś jest to jedna wielka niewiadoma, co , gdzie i kiedy, ważne że ja wiem, że to się właśnie zaczyna nowy rozdział mojego życia, który w tym miejscu będę utrwalała wszystko spisując ...dla siebie, mojej rodziny, czy dla Was.