piątek, 5 sierpnia 2016

Po drugiej stronie

Znaleźć właściwą drogę w życiu, która zaprowadzi nas do celu jaki sobie wyznaczymy, to był mój cel na niewidzialnym kompasie, mój niebyt blogowy w dużej mierze był spowodowany wydeptywaniem tej naszej  docelowej drogi, z której nie będziemy chcieli zawracać.

Wybierz sobie zawód który lubisz, a całe życie nie będziesz musiał pracować,słowa Konfucjusza, utwierdzają mnie w tym że podążamy we właściwym kierunku, i nawet to, iż będąc w takim wieku, gdzie inni zaczynają odcinać kupony od życia, my zaczynamy tworzyć naszą nową rzeczywistość, tyle że opartą na glinie,  oczywiście w roli głównej.

Wiele czasu musiało upłynąć, zanim odważyliśmy się wyjść realnie z naszymi pracami do ludzi, zwłaszcza,że śląc nasze pierwsze zgłoszenia na jarmarki rękodzielnicze, nie brałam pod uwagę, tego  że przejdziemy wstępną selekcję, bo to,że jeszcze nigdzie  nie wystawialiśmy naszych prac, do organizatorów nie było już z pewnością  zachęcające, na facebooku  pustki,ledwie kilka prac, nici z tego tak myśleliśmy, a tu uśmiech losu i w ciągu tygodnia dostaliśmy zaproszenia na całkiem spore imprezy, jak choćby Etnomanię, czy Nikiszowiec, lecz to jarmark w Będzinie,w pięknym parku,  przy Pałacu Mieroszewskich, był naszym chrztem rękodzielniczym.
Niezwykłe doznanie stanąć po tej drugiej stronie, zwłaszcza ze to nie są dwie godziny, gdzie się zajrzy zobaczy co i jak, to 10 -12 godzin na miejscu, nie licząc dojazdu, to rozmowy z ludźmi, czasem na odległe niż ceramika tematy, cieszy jak ktoś zechce uwiecznić nasze prace na zdjęciu, bywa,że nasze prace znajdują nowe domy i tak,  ptaszek przysiądzie na innym parapecie, patera znajdzie  miejsce na czyimś stole, a z dzbana dla ochłody ktoś naleje domowego kompotu. 

Gdy zima była jeszcze, za oknami, a my w długie zimowe wieczory, spędzaliśmy czas  w naszej malutkiej pracowni dogrzewanej kozą, z każdym dniem rosło w nas przekonanie, że to co robimy, nadaje nowy rozdział naszemu życiu, niesieni tym optymizmem,trzymamy się niezmiennie naszych planów,bo w końcu od nich wszystko się zaczęło.
poniżej można wejść na linka i podglądnąć naszą pracownie
Dziękuję wszystkim którzy przez te 10 miesięcy od ostatniego wpisu tu zajrzeli, lub pamiętają:)

czwartek, 1 października 2015

ANI TU ANI TAM

 Nie mieć oczekiwań .....zbyt wysokich, tak to sobie w dużym skrócie zakładam, choć myślę, żeby zdać się tak po prostu ....na los, szybkim krokiem zbliża się listopad .....miesiąc gdzie mamy zamiar wystawić na sprzedaż nasz dom, nie my pierwsi ...i ostatni.

Tylko ...dlaczego to dla mnie takie trudne, pomału katalogujemy zdjęcia, na razie ma być bez pośredników, czyli biura nieruchomości, dom został już uwieczniony, czas na ogród, gdzie trwa jeszcze wykończenie domku ogrodowego ...do niedawna moje marzenie ...które muszę porzucić, i też choćby takie szczegół  nie ułatwia mi życia ....

Od lipca, jak podjęłam decyzję, że wyprowadzka, będzie dla nas najlepszym wyjściem, zdołałam przekonać do tego rodzinę całe dwa dni mi to zajęło ....po wstępnej euforii, snucia planów myślami bycia wręcz u bram raju ...ziemskiego, moją duszę opanował mrok, wyrzutów sumienia.

Po raz pierwszy, tak naprawdę nie wiem co robić, nie umiem znaleźć żadnego rozwiązania, żałuję  że nie mieszkam w bloku, bo może  było by mi łatwiej, zostawić mieszkanie , niż dom w który daje schronienie czwartemu a za chwilę piątemu pokoleniu mojej rodziny, moją jabłoń która co roku przypomina mi smak dzieciństwa ....dając owoce których  w sklepie nie znajdę....

Wolałabym, aby to się stało szybko, może nie miałabym czasu na własne myśli, nieraz czytałam, choćby książki ..czy blogi  o tym jak, tam a tam pojechaliśmy ...zachwyciliśmy się tym miejscem i zostaliśmy.
A tak naprawdę ten czas, działa na moją niekorzyść, nie jestem ani tu, ani gdzieś indziej, zawieszenie, to najlepsze określenie stanu w którym jestem, na domiar wszystkiego, stoimy jeszcze przed zakupem kotła co z podajnikiem, więc  szykują się jeszcze na koniec inwestycje, gdyż dotychczasowy piec nie był w stanie dogrzać ubiegłej zimy, mojej pracowni ceramicznej, która znajduje się w ogrodzie, a w tym roku zostało jeszcze dobudowane drugie pomieszczenie , gdzie prace gliniane schną, więc musi być ciepło, to teraz już na dotychczasowym piecu, schło by to wszystko do wiosny.

Dom o ile znajdzie się kupiec i tak planuję sprzedać na wiosnę, taki sobie sama ze sobą poczyniłam układ, daję nam pół roku na sprzedaż, jeśli nie będzie zadowalającej oferty, zostajemy, wiecznie w zawieszeniu trwać nie zamierzam, jak pewna moja znajoma z okolicy która dom sprzedaje... no z pięć lat będzie, nie wiem czy to fatum, czy zbyt wysokie oczekiwania jej  finansowe są, życie pokazuje że można latami czekać na właściwego kupca, i się nie doczekać.

A w październiku jeszcze czeka nas, izolacja czterech piwnic, czyli wylewka podłogowa plus ściany, znów miło będzie gościć betoniarkę w piwnicy, o tym marzę, a jeszcze odmalowanie pokoi moich dzieci aby dobrze się prezentowy w razie jakiś oględzin, a tak całkiem niedawno, oglądałam film przeprowadzka z Diane Keaton, polecam :) pocieszam się tym, że u nas to nie Ameryka ...




 To zdjęcia pracowni domowej mojej i moich córek, takie było ...czy jest, zamierzenie rodzinne, zdjęcia robione były w marcu, na razie pracownia służy dla jako miejsce tworzenia prac plastycznych dla dzieci, ja tylko tam sobie wianki robię , w ramach odpoczynku od gliny, czyli rzadko.


 Trochę te zdjęcia mało aktualne, nadrobię, obok  szykuję mini galerię , właściwie już jest, miejsce na moje prace ceramiczne, manekiny , wianki i córki obrazy oraz grafiki ...wkrótce to Wam pokażę,  to że popisałam sobie dziś o tym co mną targa, jakoś  mi pomogło, lecz  sumienia nie zagłuszy,i choć  bardzo doceniam to, że lata naszej pracy, wyrzeczeń pozwoliły nam cieszyć się tym wszystkim , dając nam również stabilizację   jednak ,  stawiam to   na jedną kartę, od której chcę , mały drewniany domek, widok na góry , już nie liczę na tatry ...ceny za wysokie,i kawałek łąki z lasem byłby ideał i święty spokój, jak najdalej od samochodów, samolotów, pociągów, to mam na co dzień, pytanie zostaje, czy to się spełni...zobaczymy.






środa, 19 sierpnia 2015

WIANEK NA ....

Przepis na wianek, ot trochę hortensji, mini róże, bukiecik czarnuszki, gipsówka też mile widziana, koło z gąbką florystyczną i do mojej suszarni na powolne usychanie, taka moja terapia na rozterki....

Dziś pożegnałam  moją  łazienkę, a raczej jej istotną część, miała być taka moja, styl retro i drewno, jako że z drewnem problem, szukałam specjalnych paneli nadających się w miejsca wilgotne, mój Paweł, gotów był mi położyć ekspresowo glazurę, byleby odwlec mnie od niepewnych paneli, ale  w tej kwestii,argumenty były jak grochem o ścianę.

Po drodze zafascynowała mnie jeszcze wanna drewniana, takie cudo znalazłam w internecie, ale ceny drożyzna ...może na beczkę mogłabym sobie pozwolić :) w każdym razie wanna i umywalka pasująca do moich fanaberii, mieści się w kanonie współczesności.

Tak nam zleciał kawałek majowych dni, na kompletowaniu łazienki, a dziś moje wylatane panele odjechały do sklepu, zmiana planów, dla mnie to przełom bo tu nie o jakieś rzeczy chodzi, lecz o to że  Paweł, dał mi tym znać, że uciekamy stąd, nie budujemy tu już nic nowego.

Czeka mnie pewnie  wiele, tutaj rozterek, dzielenie włosa na czworo, zwłaszcza jak się już w tym miejscu zapuściło korzenie, by za chwilę zacząć je wyrywać....ważne jest by niczego w życiu nie żałować....a to już ostanie dzwonki aby cokolwiek w naszym życiu zmienić.





Dla równowagi, pozostałe majowe dni, jak i niektóre czerwcowe i lipcowe, biegałam, chodziłam również, po okolicznych łąkach, polach, lasach  i poszukiwałam dzikich marchewek, lecz  tu chodzi głównie o łodygę z kwiatostanem,mile widziane były polne kwiaty, ciekawe faktury liści to do ceramiki, o lipowe kwiaty też się pokusiłam, część poszła do zasuszenia na herbatkę - działa napotnie i świetnie komponuje się z miętą.



niedziela, 2 sierpnia 2015

NA WSZYSTKO .....


 Na wszystko przyjdzie czas, słyszy dziecię gdy tak spieszno mu w świat dorosłych, i to prawda, nieraz te oczekiwanie jest koniecznością, bo jak coś nie wiadomo ....to przecież czas pokaże, a każdemu co innego, wedle własnych oczekiwań .....ponoć.

Tutaj w tym miejscu, powinnam się pokajać, że tyle czasu mnie tu nie było, choć pewnie mało kto już mnie kojarzy, internetu mi nie odcięli, wyjechać nie wyjechałam, tak po ludzku  musiałam zawiesić się wirtualnie, aby w realu, w spokoju znaleźć siebie, mieć czas na naukę, oj tak ....jakkolwiek to brzmi na nią nigdy za późno wszak całe życie jest jedną wielką lekcją.

Czy ktoś pamięta to po co ten blog powstał.... no sam tytuł już powinien naprowadzić, jak nie to już piszę,  miał być zapis mojego marzenia jakim miało być zamieszkanie w moich ukochanych górach, no i jak to bywa.... marzeń, nie tak łatwo da się  zrealizować w zderzeniu z  rzeczywistością  więc, trzeba było je odwiesić na kołek, na tym by można sprawę zakończyć.

Ale....moja babska determinacja, nie poddała się tak łatwo, z wiekiem trudniej ją ujarzmić, więc  krótko o tym,  gdzie mnie nie zagoniła abym ponowie mogła stawić czoła marzeniom, wpierw  jesień, zima... wiosna ....przeszła mi na doskonaleniu się w sztuce ceramicznej, która może być łatwiejsza jak i trudniejsza bardziej wymagająca(o tym kiedyś ),chyba tak mam że wolę pod górkę, marzyło mi się zostanie garncarką ? garncarzem ? .....trudno powiedzieć, w każdym razie dla mnie wręcz integralną częścią pracy z gliną, jest koło garncarskie, chęci jedno, ale  znalezienie nauczyciela takiego fachu to drugie, więc wiele czasu upłynęło zanim miałam możliwość, poznania się z tym ginącym rzemiosłem, o tym jeszcze popiszę .....jak to było, lecz póki co w mojej pracowni półki są zapełnione owocami :) mojej pracy na własnym kole garncarskim.

Tyle w skrócie nitek, które prowadzą do kłębka, który bardzo się przyda już wkrótce:)


Więc aby jakoś ująć w klamrę ten  dzisiejszy wpis, niestety....  stało się tak że, moje marzenie o górach już nie jest tylko moje, jest nasze mojego męża, dzieci i ten nasz uwieczniony na zdjęciach  przydomowy zakątek, który łączy dom z moją pracownią, powstał w tydzień, był  zarazem  naszą ostatnią inwestycją tutaj, w którą włożyliśmy serce, pracę, by w kilka dni później, w tym miejscu podjąć decyzję  o zmianie adresu, termin wiosenny, adres góry byle wysoko, daleko od miejskiego zgiełku.

Przed nami trudny  czas,  zamknięcia  wielu drzwi tutaj, by móc otworzyć te nasze wytęsknione  jedyne daleko stąd .....
















lawenda ...to już wspomnienie ...







wtorek, 30 grudnia 2014

Nowy Świat

Po raz enty .... przymierzam się do tego wpisu, strasznie to trudne po ponad dwóch miesiącach, wszak tyle się w tym czasie zadziało .....

Cóż jak wiadomo, góry  zostają póki co w sferze  marzeń, może kiedyś, któż to może wiedzieć, ale jako że życie nie znosi próżni, jedna furtka się zamknęła, a otworzyła się druga, która pozwolicie że zostanie na razie z napisem Tajemniczym ogrodem, gdyż jestem na półmetku czegoś co za chwilę ma towarzyszyć mi w dalszym życiu, ba nawet zawładnąć w pewnym sensie nim.

Na to wychodzi, że zrobiłam się tajemnicza, lecz po co paplać po próżnicy, jak wszystko zapnę na ostatni guzik to z przyjemnością zaproszę Was do mojego nowego świata, oprowadzę wirtualnie, abyście mogli zobaczyć co porabiałam jak mnie tu nie było.

Nie omieszkam  publicznie  podziękować ....Orszulce za cudowną książkę, za Anioła słonecznego :) wybacz że dopiero teraz :)

Moim koleżanką blogowym serdecznie dziękuję , za pamięć ....za życzenia świąteczne,  :) wiele to dla mnie znaczy.

Drogie moje znajome z bloga, koleżanki  po fachu :) zaglądam do Was, czytam, za zrozumieniem ..żeby nie było, a ino brak czasu na komentarz , to już  musicie mi darować :)

A póki co z okazji Nowego Roku, życzę  Wam pomyślności w przyszłym roku i spełnienia wszystkich marzeń, a przynajmniej tych najpilniejszych, zaś inne w dalszych latach niech się zrealizują  :)równowaga jakaś musi być.

Do napisania i poczytania :)

poniedziałek, 13 października 2014

POKOCHAĆ OD NOWA


Dlaczego zapomniałam co tak naprawdę, jest ważne w życiu, zatraciłam się w plątaninie marzeń, oczekiwań i gdzie mnie to zaprowadziło ? nie tam gdzie trzeba, a już z pewnością nie tam gdzie chciałam, ale o tym później.

Od pewnego czasu, niecierpliwe wyczekiwałam na premierę, filmu BOGOWIE, wiem tak jak wiele innych ludzi, oczywiście pojechaliśmy do kina do TEGO ZABRZA, blisko TEJ KLINIKI, gdzie czternaście lat temu, pierwszy raz przekroczyłam jej próg z czterodniowym niemowlęciem na ręku, licząc na cud.

Akcja filmu rozgrywa się kilkanaście lat wstecz, to i tak poruszyła moje, mojego męża emocje, jako widza w kinie i jako rodzica który walczył o życie swojego dziecka, poczułam, jakby to było wczoraj, przypomniały mi się dzieci, ich twarze , a przez ten czas tam spędzony wiele ich poznaliśmy, lecz nie wszystkie miały tyle szczęścia co nasz syn.

Realizm tego filmu, był tak dla mnie bliski, ten wyścig z czasem,  to iż wszystko inne przestało się dla nas liczyć, byleby tylko operacja się udała, byleby te dziesięciomiesięczne serduszko wytrzymało, a reszta była nieważna, bo cóż inne znaczy w obliczu, życia i śmierci ? nic.

Ten film to dla mnie to  kubeł zimnej wody, grom z jasnego nieba, kopniak w tyłek ......podziałało i ma wpływ na tę poniższą decyzję  .....

Wracając do plątaniny oczekiwań, marzeń, no cóż, powinnam napisać  osiągnęłam co chciałam, moje ukochane góry są na wyciągnięcie ręki prawie rok przecież  o to walczę , mąż kocha to wspiera, dzieci ....hm...nie za bardzo mają wyjście, babcia .....nie zgadza się z moją decyzją i jak sprzedam dom nigdy mi nie wybaczy, to co że, ostanie tygodnie, sumienie gdzieś tam serce nadgryza, w bezsenne noce, ale za to, w dzień jestem myślami już tam w górach, gdzie te cholerne  góry dotykają słońca, bo przecież tego chcę, o to mi chodzi ...nawet bloga w tym celu sobie nowego założyłam, czyż nie....bo przecież tak jak sobie zaplanuje i tu spiszę to tak się stanie, no przecież się Ilona nie wycofasz ? myślę, bo nie jesteś cienias, co tam mąż, dzieci, babcia.....zobacz innym się udało, czytałaś na blogach, mieszkają w wymarzonym miejscu, spełnili marzenia ....wiec nam też się uda, jak mantrę powtarzałam to sobie, zbyt wiele czasu.

Aż  to do mnie zaczęło pomału docierać  , że  nie jestem tymi ludźmi, którym tego nowego życia zazdrościłam w górach, nie znam ich historii, każdy jest inny, myślałam, wierzyłam w to, że życie mnie zahartowało, że mam twardą dupę, lecz co z tego jak za tym kryje się miękkie serce, za tą skorupą którą sobie sama stworzyłam, nie mogę tego zrobić, moim bliskim, zjadłyby  mnie wyrzuty sumienia, nie mogę odbierać dzieciom prababci z którą są zżyte, ją skazywać na zamieszanie w innym miejscu, starych drzew się wszak nie przesadza.

Moje kochane góry ....nie mówię żegnajcie, wystarczy do widzenia, może kiedyś, nie wiem, dziś wiem jedno, muszę w końcu pokochać swój dom, moje życie tutaj, zapomnieć o złych wspomnieniach, to przeszłość, liczy się przyszłość i to co przed nami.

A cóż powiedzieć Wam, tym którzy tu zaglądają, kibicowali moim planom, no cóż, o marzenia zawsze warto walczyć, moje co prawda doprowadziły do spięć, podziałów, i do zatracenia tego co naprawdę ważne w życiu, gdyż  to nie miejsce powoduje że jesteśmy szczęśliwi, lecz ludzie których kochamy.

Ps. będę tu dalej, beze mnie tam  góry i tak dotykają słońca czyż nie :)




 Polecam każdemu film,  myślę jeszcze raz wybrać się z synem, jak będzie chciał, raczej chwali sobie że był zbyt maleńki aby pamiętać to co przeszedł, a dziś jest okaz zdrowia, sprawnością na W-f nie odbiega od rówieśników, gdyby nie klinika w Zabrzu i operacja .....nie chcę myśleć.


 Świat nie nie zawali jak włączę komentarze, mam nadzieję .....

Babcia nie muszę chyba pisać, że jest szczęśliwa, nie ma tego złego, już wkrótce napiszę o zmianach w związku z nową sytuacją,życie nie znosi próżni, a ja szczególnie.

sobota, 4 października 2014

DOMOWE BURZE


Czy to już ostatnia jesień tutaj? jakbym chciała ten rok popchnąć wbrew logice do przodu, mieć to za sobą, optymizm miesza się z obawami, czy to uniosę ?

 Znów czuję się rozdarta, pomiędzy ....tym co bym chciała, a stanem faktycznym, tym bardziej, się to wszytko komplikuje, że sama sobie założyłam, jakby to było takie pewne, iż to miejsce będzie pozytywne, żadnych dołów i marudzeń, ale czy tak się da ? życie miałoby być aż takie proste ? nie.

Miałam tu pełnić rolę powiedzmy domowego kronikarza, spisując naszą teraźniejszość, przyszłość, a przeszłość ...tylko i wyłącznie w razie wyższej konieczności, co do stanu obecnego, czułam pismo nosem i zawczasu świadomie zrezygnowałam z możliwości komentowania wiedząc, że być może będę chciała się tutaj podzielić trudnymi sprawami, tematami, nie koniecznie oczekując porad, tym bardziej, że nie zawsze jest co mądrego poradzić......

 Wspominałam już wcześniej, że naszej decyzji moja babcia nie pochwala, co więcej po wstępnej aprobacie, tego aby zamieszkać w górach, obecnie jest zagorzałą przeciwniczką, nawet tego abyśmy my tam zamieszkali.

Owszem babcia wiekowa 88 lat, lecz w dalszym ciągu chce nad naszymi decyzjami mieć władzę absolutną , jako doświadczony strateg wie, że najsłabszym ogniwem do złamania, są dzieci i skutecznie to w codziennych kontaktach wykorzystuje, wpierw zniechęcając je na różne sposoby, a to koleżanki, koledzy, co bez nich poczną, a to szkoła, jakby co najmniej za granicę miały wyjechać.

Zwłaszcza  najmłodsza córka jest strasznie podatna na wpływ seniorki, codziennie  ze mną wałkuje  te tematy, to jeszcze bym zniosła, ale najbardziej boli mnie babciny szantaż emocjonalny, który prawnukom serwuje, a to że ona tego nie przeżyje, i ja ją będę miała na sumieniu, przy okazji taką a nie inną decyzją wszystkie plagi egipskie nas dopadną, uwierzcie mi czuję że zaczyna się nasze małe domowe piekiełko.

Lecz już ciosem poniżej pasa, ze strony naszej babuni, bywa podważanie naszych decyzji jako rodziców, wszystko to moje głupie pomysły, sprawka tego diabelskiego internetu, na nic nie zdają się jakiekolwiek rozmowy, babcia swoje wie i tyle.

Na dziś nie mam pojęcia jak wybrniemy z tej sytuacji, blisko dziesięć lat nosiliśmy się z takim a nie innym wyborem, lecz wtedy było to niemożliwe, a dziś po latach, gdzie wiele wyrzeczeń i pracy nas to kosztowało aby móc pomyśleć realnie o naszych marzeniach, na drodze stanęła nam babcia, taki psikus nam los zrobił.

Na drugi tydzień, może coś się wyklaruje, jedziemy do syna babci  i drugiej wnuczki, wtedy  zobaczymy na co będziemy mogli z ich  strony liczyć, syn jaki i wnuczka też mają swoje domy, nie chcę dokonywać ani stawać przed wyborami, nasze szczęście czy babci ?, prawa jest taka, iż babcia może i setki dożyć jak nasza sąsiadka, ma 102 lata, i ja jej tego życzę, tylko nie naszym kosztem, bo my też nie młodniejemy i z każdym rokiem byłaby dla nas coraz to trudniejsza decyzja.



 Nie my pierwszą jesteśmy  i nie ostatnią rodziną, borykającą się z podobnymi problemami, ważne aby mieć chęć je rozwiązywać a nie zamiatać pod dywan, bo potrafią one nieraz rozwalić od środka  zgraną rodzinę, nie takie burze przetrwaliśmy, liczę że i tą uniesiemy.